Moim gościem był Marek Opaska.
Zgodził się odpowiedzieć na pytanie jak wyglądała jego droga od przekwalifikowania na wirtualną asystę aż do wyboru specjalizacji.
Poznaj lepiej Marka:
Aktualnie specjalizuje się w szkoleniach pilotów dronów, postprodukcji audio i video, nagraniach lektorskich, wykonywaniu zdjęć z drona. Promuje również wartościowe produkty i treści przeznaczone dla dzieci - jako Bajkowy Tata.
Naszą rozmowę możesz posłuchać 👇
lub obejrzeć 👇
Przekwalifikowanie to był kolejny etap moich planów. Zacząłem od wirtualnej asysty. Podejrzewam, że jak większość wirtualnych asystentek, na początku robiłem wszystko od researchu przez prace typowo administracyjne, telefony itp.
W końcu doszedłem do wniosku, że muszę zacząć się w czymś specjalizować. Wybrałem rzeczy, które umiem najlepiej i sprawiają mi największą frajdę i radość. To był główny powód, dla którego teraz konkretnie wykonuję trzy, cztery usługi, a nie pięćdziesiąt.
Obiekcje miałem i mam do tej pory. Nie mam stałych abonamentowych klientów. Mam co miesiąc nowe zlecenia. Czasem zdarzy się jeden dłuższy, kilkumiesięczny projekt. Nie mam takich klientów, z którymi współpraca będzie trwała rok.
Obiekcje są takie:
- czy co miesiąc znajdę odpowiednią ilość klientów?
- czy będę miał się za co utrzymać?
- jak te współprace się potoczą?
Obiekcje ze strony przyjaciół i rodziny. Teraz jak się specjalizuję w postprodukcji audio i video, to wszyscy rozumieją, co to jest montaż wideo, czy montaż audio. Jak mówiłem na samym początku o tym, czym chcę się zajmować, to pojawiały się pytania: wirtualna asysta — co to w ogóle jest? Z czym to się je? Ty — asystent-facet? To takie bardziej damskie zajęcie, nie? Takie obiekcje zniechęcały do działania.
Dwie główne — opinia otoczenia i to czy sobie poradzę, i czy będę w stanie zdobywać co miesiąc wystarczającą ilość klientów.
Korzystałem z podcastów, z darmowej wiedzy, z audiobooków, z e-booków. Zaczęło się to wszystko od książki Tima Ferriss’a „4-godzinny tydzień pracy". Tam po raz pierwszy usłyszałem o takim czymś jak wirtualna asysta.
Gdy usłyszałem o wirtualnej asyście, lampka mi się zapaliła w głowie — O! To może być coś, co mogę robić.
Poza darmową wiedzą miałem mentoring. Spotkaliśmy się na parę godzin. Rozwialiśmy i rozwiane zostały moje wątpliwości.
Taka wiedza ogólna dla wszystkich, w szkoleniach, w e-bookach, w materiałach, o których wspomniałem, to coś innego, niż rozmowa z osobą, która siedzi już w branży wiele lat. Taka osoba zna się na temacie, potrafi doradzić i powiedzieć, jak zacząć, jakich błędów unikać.
Dlatego szczerze polecam każdemu mentoring z osobą, która jest mądrzejsza i dużo, dużo dłużej siedzi w temacie niż osoba, która dopiero zaczyna.
Działasz jako wirtualna asystentka, ale czujesz, że "uprawiasz partyzantkę"?
Audyt, to wsparcie, które może Ci pomóc jeśli:
✅ chcesz zoptymalizować efekty, które osiągasz w swoim biznesie, ale nie stać Cię na testowanie rozwiązań "na własnej skórze"
✅ szukasz sposobu na dotarcie do klientów bardziej do Ciebie dopasowanych, ale nie wiesz co robisz źle i masz współprace z przypadku
✅ masz wrażenie, że nie działasz na 100% swoich możliwości - chcesz, mocno pragniesz, czegoś więcej
✅ nie wiesz, jakich formalności należy dopilnować prowadząc biznes online
✅ potrzebujesz sprawdzonych i skrojonych dla Ciebie rozwiązań i nie chcesz już sama ich testować
Jak zacząłem się interesować tematem wirtualnej asysty, szukałem grup dla wirtualnych asystentek, przede wszystkim na Facebooku. Było ich wtedy trzy, cztery. Teraz to się rozwinęło i jest ich coraz więcej. Na początku czytałem, co piszą inni, jakie rady dają.
Gdy sam już miałem odpowiednią wiedzę na jakiś temat, to udzielam się w komentarzach, starałem się pomóc rozwiązać problemy innych. Udzielam się też na grupach storytelling-owych, ponieważ zajmuję się też pisaniem, głównie bajek. Chciałem rozwijać umiejętności opowiadania historii. Na jednej z grup storytellingowej, którą zarządza Marta Idczak, tak jakoś od słowa do słowa zacząłem z nią rozmawiać. Zaczęliśmy potem pisać prywatnie i dała mi pierwsze zlecenia.
Pierwsze zadania to była opieka nad grupą, nad social mediami — pisanie postów, grafiki i ogólnie wsparcie w jej codziennych obowiązkach przy tworzeniu szkoleń. To był mój pierwszy klient. I potem tak się potoczyło, że dzięki tym moim komentarzom, udzielaniem się na wielu grupach, klienci sami zaczęli się odzywać. Jak ktoś szukał wirtualnego asystenta, asystentki, też się zgłaszałem.
Zbudowałem w międzyczasie swoją pierwszą prostą stronę internetową. Mogłem coś pokazać. Pojawiły się pierwsze opinie klientów i pierwsze prace, którymi mogłem się pochwalić.
Trzeba od czegoś zacząć, więc na początku robiłem prace za ponad połowę mniejsze stawki niż teraz. Robiłem wszystko, o co klient mnie poprosił; każdy temat, na którym chociaż trochę się znałem, albo mogłem się dowiedzieć. To był trudny początek, ale od czegoś trzeba było zacząć. Dzięki temu dowiedziałem się, co mi najlepiej wychodzi i w czym chciałbym się teraz specjalizować.
Nawet jak spojrzysz na strony początkujących wirtualnych asystentek, to ich oferta jest prawie taka sama: research, social media, pisanie postów, copywriting. Miałem ten sam standard jak wszyscy.
Kiedyś robiłem zdjęcia ślubne klasycznym aparatem. Zacząłem interesować się znowu obróbką i montażem. Do tego doszły podcasty, których słuchałem nałogowo.
Stwierdziłem, że jeśli ludzie tego tyle nagrywają (w Polsce to dopiero wchodziło na rynek i zaczęło być popularne), to może bym też zajął się obróbką audio i pomagał ludziom publikować i obrabiać podcasty. Moja oferta z każdym miesiącem zaczęła się skracać. Doszło do tego, że mam teraz cztery usługi, które oferuję klientom. Jeśli jest klient, który zleca mi montaż, ale chce do tego zrobić copywriting, albo telefony do klienta itd., to wtedy, to, co mogę, biorę na siebie.
Parę godzin w miesiącu korzystam z pomocy asystentki. Zlecam jej, to w czym ona jest dobra. A jeśli jest coś, czym we dwójkę się nie zajmujemy, to znajduję osobę, która jest w tym świetna i polecam ją klientowi. Moja oferta się znacząco skróciła i teraz są cztery główne usługi, które wykonuje.
Jednym z głównych błędów było to, że za późno zacząłem delegować zadania. Znalazłam super osobę do pomocy przy projektach, których albo nie umiałem, albo już teraz nie chcę robić. Nie wyrabiam się z pracą i straciłem przez to kilku klientów. Niestety, zdarzyło mi się zawalić parę terminów, nad czym bardzo ubolewam, gdyż jestem taką osobą, która musi mieć wszystko pięć minut przed czasem.
Niekomfortowe było też tłumaczenie się klientom, dlaczego mi to nie wychodzi i dlaczego musimy się pożegnać.
Drugim głównym błędem było to, że za późno wystartowałem, ponieważ bałem. Nadal mam syndrom oszusta, że wiem mniej, niż mi się wydaje. Tu mnie też klienci i mentorka wyprowadzili z błędu, że nie jest ze mną tak źle, jak mi się wydaje. Za późno też zacząłem rozmawiać z osobami bardziej doświadczonymi w branży. Same darmowe materiały i szkolenia nie dadzą kopa do działania. Masz tę wiedzę, ale czysta teoria nie pozwoli Ci pracować.
Jedna współpraca wypali, druga nie wypali, ale możesz wyciągnąć wnioski na przyszłość z tego, co nie wypali. Zdecydowanie za późno zacząłem delegować i za późno zacząłem rozmawiać z osobami bardziej doświadczonymi.
Na pewno przełomem było podjęcie decyzji o specjalizacji. Musiałem wtedy z części klientów zrezygnować, żeby mieć przestrzeń na szukanie nowych klientów. Musiałem się podszkolić trochę w temacie, w którym chciałem się specjalizować i potrzebowałem na to czasu i przestrzeni. Był taki strach, że z części klientów rezygnuję. A czy przyjdą nowi? Kiedy przyjdą? Czy będą to klienci na takim samym finansowym poziomie, co ci, których już mam?
No i przełomem przede wszystkim było zrezygnowanie z etatu. Ta pewna wypłata, umowa itd. trzyma ludzi na etacie. To było chyba najtrudniejsze. Zwłaszcza w opinii rodziny i znajomych: „Praca w biurze jest taka super i trzeba się jej trzymać rękami i nogami. Przecież nie ma lepszej!”
Cały czas mam chwile zwątpienia, bo mam klientów z miesiąca na miesiąc, albo kwartalnych. Liczę na to, że jak będę się cały czas kształcił, rozwijał i zyskiwał nowe kontakty oraz polecenia, to będzie dobrze. Jest jednak taki płomyczek z tyłu głowy, że może by tak wrócić na ten etat? Teraz znowu podatki wzrastają i będą jakieś utrudnienia. To może jednak ta umowa?
Z drugiej strony myślę o tym braku elastyczności i nie wiadomo jakim szefie (a nie miałem szczęścia do szefów), więc to się równoważy. Z przewagą do pozostania na tym "freelansie", skoro zyskuję ciągle nowe polecenia, ciągle nowych klientów.
Chciałbym przekazać, żeby osoby początkujące nie bały się pytać i prosić o pomoc, jeśli mają z czymś problem. Aby nie bały się wystartować.
Nie jest to rzecz prosta, ale nie każę nikomu skakać na głęboką wodę. Ja sam przez pierwszy rok rozwijałem równolegle wirtualną asystę i pracowałem na etacie. Często robiłem to w weekendy lub po godzinach. Nie róbcie czegoś na „łapu-capu”: będę wirtualną asystentką, rezygnuję ze wszystkiego, z zabezpieczeń i nie mam oszczędności. Ale co tam — jakoś tam będzie!
Przemyślcie sprawę na spokojnie. Zastanówcie się, czym chcecie się faktycznie zajmować i w czym jesteście dobrzy. Może będzie to to, co robicie teraz na etacie, tylko będziecie to robić na własnych warunkach dla siebie, czy dla klientów.
Trzeba mieć oszczędności. To jest klucz do tego, żeby się od razu nie zrazić. Ktoś mi kiedyś powiedział, że zaczniesz fajnie, masz takie doświadczenie, to na pewno w trzy miesiące znajdziesz tylu klientów, że nie będziesz miał czasu nawet dla siebie. Nie do końca tak było. Może to trochę moja wina, może źle podszedłem do szukania klientów? Miałem kilku, ale po trzech miesiącach, nie byłbym w stanie całkowicie się utrzymać tylko z tych klientów.
Z własnego doświadczenia uważam, że pół roku to jest minimum, żeby cokolwiek rozkręcić. Zwłaszcza jeśli jesteś nowy/nowa w branży i jeszcze nikt w "internetach" ciebie nie zna. Ja miałem ten luz, że byłem facetem. A to jest taka branża, że byłem rodzynkiem w wielu grupach i dzięki temu mogłem się wyróżnić. Jeśli jesteś kobietą, jedną z paru tysięcy na takich grupach dla wirtualnych asystentek, to musisz znaleźć sobie coś innego, jakiś wyróżnik dla siebie, ponieważ każdy z nas jest inny i wyjątkowy.
Każdy ma to „coś” w sobie, tylko trzeba to po prostu odkryć. I działajcie!
Chcesz zostać w kontakcie z Markiem?
Mam wiedzę i doświadczenie, aby pomóc Ci w skutecznym rozpoczęciu i skalowaniu działań w wirtualnej asyście.
Jeśli chcesz zobaczyć opinie o współpracy ze mną - KLIKNIJ TU
Zobacz poniżej jak mogę Ci pomóc:
OBM Elżbieta Nieradko NIP: 5213641211
ul. Żurawia 6/12, lok. 766, 00-503 Warszawa
e-mail: elzbieta@nieradko.pl | rozmowa telefoniczna
@2010 - 2024 Copyright by Elżbieta Nieradko